Po nocach w Hiltonie oraz Sofitelu, które spędziliśmy na wypasie, korzystając z najlepszych przywilejów (chociaż rezerwacje były zrobione nie przez oficjalne strony, a przez stronę pośredniczącą – TravelPony), czekała nas jeszcze jedna noc. Tym razem już bez specjalnego traktowania, darmowego śniadania czy dostępu do saloniku executive lounge, którego w tym hotelu i tak nie ma.
Mowa o hotelu...
Buddha-Bar Hotel Budapest Klotild Palace
Dzięki środkom uzyskanym poprzez zarejestrowanie się z linku polecającego oraz promocji „HT Moments” miałem na swoim koncie w aplikacji Hotel Tonight grubo ponad 400 złotych. Postanowiłem całość wydać na jedną noc, pod koniec naszej samochodowej wycieczki do Budapesztu. W tej cenie miałem do wyboru dwa najdroższe hotele w stolicy Węgier (przynajmniej z dostępnych w tej aplikacji) – Kempinski Hotel Corvinus Budapest oraz właśnie Buddha-Bar Hotel Budapest Klotild Palace.
Sieć Kempinski zrzesza kilkadziesiąt luksusowych obiektów na całym świecie oraz jest najstarszą siecią hotelową, natomiast do sieci Buddha Bar należy kilkanaście hoteli, a pierwszy z nich powstał w Paryżu zaledwie w 1996 roku.
Znacznie większe wrażenie wywarł na mnie, oczywiście patrząc po zdjęciach, hotel Buddha Bar. Kempinski wygląda rzeczywiście luksusowo, ale przez to , że jest klasycznie urządzony, wydaje się raczej nudny, czego nie można powiedzieć o jego designerskim konkurencie. :)
Tego dnia, po 9 rano, czyli o godzinie, od której można rezerwować hotele na Hotel Tonight, dostępny był jedynie Kempinski Hotel Corvinus. Gdy zalogowałem się do aplikacji po dłuższym czasie (bo po śniadaniu w Sofitelu :), okazało się, że pojawił się w niej również i Buddha Bar Budapest. Szybko go zarezerwowałem, podając dane karty debetowej (wymagane nawet przy pobycie opłaconym wyłącznie zebranymi środkami). Po pośniadaniowej sjeście trwającej gdzieś do godziny 14, wymeldowaliśmy się z Sofitelu i przeszliśmy ok. 800 metrów do Buddha Bar (do Kempinskiego byłoby jeszcze bliżej).
Zameldowanie przebiegło całkiem sprawnie. Nie było żadnych problemów z rezerwacją przez Hotel Tonight, wystarczyło podać nazwisko oraz dowód tożsamości. Poproszono mnie także o kartę w celu zablokowania 50 EUR na ewentualne wydatki, co o dziwo wymagało podania kodu PIN w terminalu.
Naszymi walizkami wcześniej już zaopiekował się boy hotelowy, który odprowadził nas do pokoju. Albo miał słabą pamięć, albo niedosłyszał, ale kilkakrotnie pytał się o jego numer... Nie wiem jak Wy, ale ja wolę sam zajmować się bagażem (szczególnie jeśli jest to walizka na kółkach) czy trafiać do pokoju, a i z włączaniem światła czy znalezieniem minibaru też sobie raczej poradzę. W Hiltonie i Sofitelu bagażowi na szczęście byli mniej „nachalni”. ;)
No więc jesteśmy już w pokoju. Pierwsze wrażenie – „chyba trochę przesadzili z czerwienią...”.
Trzeba jednak przyznać, że pokój miał swój klimat, niezbyt przyjazny, ale miał :) Przez te krwistoczerwone ściany i elementy wyposażenia oraz ciemną podłogę i sufit było w nim raczej mrocznie. Nie czułem się w nim komfortowo, tak jak powinienem w 5-gwiazdkowym hotelu. Zresztą cały hotel określiłbym raczej jako dziwny i kiczowaty, a nie luksusowy i designerski. :)
Oprócz wyglądu, który może się podobać lub nie (i tego, że w pokoju nawet w dzień jest ciemno) nie ma jednak na co narzekać, a wręcz przeciwnie. Było czysto, łóżko bardzo wygodne, spory telewizor LCD z dobrym, osobnym nagłośnieniem (podwieszonym na suficie), dostępny darmowy internet. Do dyspozycji był ekspres do kawy z kapsułkami Nespresso oraz dwie małe wody. Bardzo dobrze zaopatrzony minibar, i to nie w dziecięce porcje alkoholi, jak w większości hoteli, a w pełnej wielkości butelki. ;)
Łazienka, w przeciwieństwie do samego pokoju, nie była już tak krzykliwa. Utrzymana w jasnych kolorach, z podgrzewaną podłogą oraz obszerną kabiną prysznicową z natryskiem deszczowym. Cały hotel urządzony jest w azjatyckim stylu, więc i w łazience nie mogło zabraknąć jakiegoś dalekowschodniego elementu. Rolę tę spełniała... japońska toaleta z bezprzewodowym pilotem. Zaprojektowana przez Philippe’a Starcka i Duravit deska sedesowa „SensoWash” oprócz automatycznego podnoszenia i opuszczania miała także funkcję mycia, suszenia ciepłym powietrzem oraz sama była podgrzewana. Wszystko to z możliwością regulacji oraz pamięcią użytkowników. Aha, jeszcze świeciła w nocy. ;)
Wymeldowanie z hotelu przebiegło bezproblemowo. Odblokowana od razu została kwota 50 EUR na karcie. Zapłaciłem jedynie ok. 3 EUR podatku miejskiego, który nie był wliczony w cenę na Hotel Tonight. Oddaliśmy jeszcze na chwilę walizki do przechowania, żeby móc pospacerować po Budapeszcie przed wyjazdem.
Ogólnie uważam, że hotel nie jest wart swojej ceny. Porównując oferty na HotelsCombined, łatwo można znaleźć nawet i sporo tańsze 5-gwiazdkowe hotele w Budapeszcie, i to nie byle jakie. Buddha Bar na pewno jest jedyny w swoim rodzaju, ale nie jest to hotel, do którego bym chciał wracać. Jedna noc, dla zaspokojenia ciekawości, zdecydowanie wystarczy. ;)
Kliknij, jeśli podobał Ci się wpis:
Oryginał, nie ma co...:)
OdpowiedzUsuńPatrzac na ten pokoj..... brakuje jeszcze kajdanek, pejcza i murzyna w lateksowym wdzianku, ble
OdpowiedzUsuńHehe, a jeszcze do tego muzyczka na korytarzu, przy windach, która była równie "creepy"... ;)
OdpowiedzUsuńGłodnemu chleb na myśli...
OdpowiedzUsuńCzerwień, czerń i złoto, połyskujące tkaniny i ciemne drewno to
normalna, tradycyjna chińska stylistyka - która pojawia się też w
świątyniach Buddy (chińskich, tajskich, itd.)