Przynajmniej z recenzją hotelu, w którym nocowałem, czyli InterContinenral Dubai Marina (oraz dostępnego w nim saloniku club lounge) tyle się nie ociągałem. :)
Linie Emirates na warszawskim Lotnisku Chopina
Na początek trochę "historii". Linie Emirates uruchomiły bezpośrednie połączenie Warszawa-Dubaj prawie pięć lat temu - 6 lutego 2013 r. Od tamtej pory jest ono nieprzerwanie realizowane raz dziennie, przez siedem dni w tygodniu. Pojawienie się największego przewoźnika z Bliskiego Wschodu było zresztą nie lada wydarzeniem dla polskiego rynku lotniczego. Emirates Airline była pierwszą pięciogwiazdkową linią lotniczą operującą na Lotnisku Chopina w Warszawie. Do tego pierwszą (i obecnie jedyną?) oferującą loty w pierwszej klasie. Połączenie to obsługiwał samolot Airbus A330-200 z 237 miejscami na pokładzie, w tym 35 fotelami w klasie biznes oraz 12 w klasie pierwszej.
Zapotrzebowanie w Warszawie na ten kierunek okazało się na tyle duże, że linie Emirates postanowiły wprowadzić do obsługi tego kierunku większą maszynę, a konkretniej Boeinga 777-300ER. Od 13 listopada 2015 r. latają więc na Lotnisko Chopina największym obecnie samolotem pasażerskim operującym w Polsce. Dzięki zmianie na Boeinga 777, linie Emirates oferują tygodniowo nawet o 1722 więcej miejsc niż poprzednio. Czyżby następny w kolejce miałby być Airbus A380? W końcu jak w lutym tego roku Emirates przyleciało właśnie taką maszyną na Lotnisko Chopina, to zdaje się, że w obydwie strony była ona wypełniona po brzegi.
"Triple seven" w trzyklasowej konfiguracji wyposażony jest w 310 foteli w klasie ekonomicznej, 42 fotele rozkładane do pozycji leżącej w klasie biznes oraz w 8 prywatnych kabin w pierwszej klasie. Rozkład siedzeń zobaczyć można tutaj. Na zmianę z trzyklasowym Boeingiem 777 do Warszawy lata także jego dwuklasowa wersja (z klasą ekonomiczną i biznesem) i właśnie takim miałem okazję się przelecieć.
W Emirtates jest też o tyle dobrze, że obowiązuje "weight concept", a nie "piece concept", czyli można mieć w zasadzie dowolną liczbę walizek, byleby ich łączna waga nie przekroczyła limitu.
Ile alkoholu można wwieźć do Dubaju?
Po kontroli można już się było w spokoju skupić na sklepach wolnocłowych. Wylot poza Unię Europejską, a więc i ceny alkoholu, perfum czy papierosów są odpowiednio niższe. Udając się do Dubaju, na pewno warto zaopatrzyć się w napoje wyskokowe, których na miejscu już nie kupimy. Są tylko pewne sprzeczności co do informacji o limicie ich wwozu do ZEA. Strona Emirates podaje: "Do Dubaju można wwieźć 400 papierosów lub 250 g cygar, 200 ml perfum oraz cztery litry wina lub wysokoprocentowych alkoholi." i tę wersję bym uznał za najbardziej prawdopodobną.
Polska strona Ministerstwa Spraw Zagranicznych informuje natomiast, że "Przywóz napojów alkoholowych (do 2 l o zawartości powyżej 22% alkoholu i 2 l wina) uwarunkowany jest posiadaniem odpowiedniego zezwolenia, wydawanego przez policję osobom w wieku powyżej 18 lat (niemuzułmanom).", ale MSZ-u raczej nie ma co brać na poważnie, szczególnie jeśli chodzi o jakieś wymagane zezwolenie (??).
W jednym ze sklepów bezcłowych dostałem natomiast informację, że do Dubaju można niby tylko wwieźć... jeden litr wysokoprocentowego alkoholu. I bądź tu człowieku mądry.
Nie chciałem zbytnio ryzykować, ale i nie miałem dużych planów zakupowych, więc zadowoliłem się litrową butelką Żubrówki, chociaż warto by jednak było wiedzieć na co można liczyć przy zakupie takich czterech. W każdym razie z jednym litrem oraz kilkoma miniaturkami otrzymanymi od sympatycznej, zaprzyjaźnionej stewardessy, nie było żadnych problemów po wylądowaniu (i przeskanowaniu bagaży podręcznych) czy tym bardziej żadnych pytań o "odpowiednie zezwolenie".
Zapominalscy mogą też zaopatrzyć się w alkohol już po wylądowaniu w Dubaju - w sklepie wolnocłowym znajdującym się przy miejscu odbioru bagażu rejestrowanego. Ceny tam podobno też są przyzwoite, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że następną okazję do zakupów będziemy raczej mieli dopiero wylatując z Emiratów Arabskich.
Boeing 777-300ER - pierwsze wrażenia
Po przejściu przez kontrolę paszportową, miałem jeszcze trochę czasu na przyjrzenie się stojącemu na płycie lotniska Boeingowi 777. Największy na świecie samolot dwusilnikowy zdecydowanie robi wrażenie. Szczególnie mając świadomość, że zaraz znajdziesz się w jego środku. Do paszczy lwa wchodziło się przez doczepiony do samolotu rękaw (osobny dla klasy ekonomicznej i osobny dla biznesu/pierwszej). Pełna kulturka, a nie jakaś zabawa w jeżdżące po płycie lotniska busiki i wchodzenie do samolotu po dostawianych do niego schodkach.
"Trzy siódemki" (lub, jak kto woli, "trzy siekiery") od środka wyglądają chyba na jeszcze większą maszynę, niż z zewnątrz. W końcu poznaję co tak na prawdę znaczy pojęcie "szerokokadłubowy". W każdym rzędzie w klasie ekonomicznej znajduje się aż 10 foteli, rozłożonych w układzie 3-4-3, czyli trzy miejsca z jednej strony maszyny, cztery po środku (pomiędzy alejkami) oraz trzy z jego drugiej strony. Ten typ samolotu mógłby się także, moim zdaniem, nazywać "wysokokadłubowy", bo wysokość sufitu również robi wrażenie. W końcu można się poczuć w samolocie inaczej niż w puszce sardynek. Jego przestronność szczególnie jest odczuwalna jak już pozamykane zostaną znajdujące się nad głowami szafki. które się sporo opuszczają, żeby można było umieścić w nich bagaż.
Ja miałem miejsce numer 29G, czyli maksymalnie z prawej strony środkowego rzędu, przy przejściu. Numeracja miejsc w większości rzędów klasy ekonomicznej (oprócz kilku ostatnich, w których jest tylko po 8 miejsc) wygląda następująco: ABC-DEFG-HJK (od lewej do prawej strony samolotu). Miejsca przy oknie to zawsze "A" oraz "K". Numeracja jest alfabetyczna, ale brakuje litery "I", czyżby dlatego, że może ona być mylona z cyfrą "1"? W samolocie nie ma też rzędu numer 13, to już pewnie tylko ze względu na przesąd. Na pewno jednak pechowymi miejscami są 15A oraz 15K, które w tym modelu i wersji samolotu nie mają dostępu do okna.
W Emirates normalnie można sobie wybrać konkretne miejsce (bezpłatnie, ale nie we wszystkich taryfach biletowych), warto więc na stronie takiej jak np. SeatGuru sprawdzić ich rozłożenie na planie samolotu czy poznać opinie na ich temat. Jako, że ja podróżowałem na zniżkowym bilecie typu stand-by, to nie miałem takiej możliwości. Mogłem się jedynie cieszyć, że już na dzień wcześniej, a nie na ostatnią chwilę, zostało mi ono w ogóle przydzielone. Wszystko dzięki nie za dużemu obłożeniu tego rejsu, obstawiam że gdzieś na 75%.
Zająłem swoje miejsce w samolocie i od razu pozytywnie zaskoczyła mnie ilość miejsca na nogi. Przy wysokim wzroście (gdzieś 1,87m) przeważnie mam z tym problem, ale tutaj siedziałem jak najbardziej komfortowo. Może minimalnie dotykałem kolanami do odstającej od siedzenia materiałowej kieszeni na magazyny. Na szerokość fotela też nie mogłem (jeszcze?:) narzekać.
Na każdym fotelu znalazła się poduszka oraz zapakowane w folię: kocyk i słuchawki. Do słuchawek dołączone były również trzy kolorowe naklejki, z których jedną można było nakleić na swój fotel w przypadku gdybyśmy się chcieli zdrzemnąć. Po to, by obsługa wiedziała czy budzić nas na posiłek, na zakupy duty free czy jednak pod żadnym pozorem nie budzić. :)
Fotel wyposażony jest także w odpowiedniej wielkości ekran dotykowy z systemem rozrywki pokładowej "ice", który obsługiwać można także wyciąganym pilotem. Oferta jest baaardzo szeroka, do obejrzenia są setki filmów, wraz z najnowszymi produkcjami czy wiele świetnych, amerykańskich seriali. Artur Rojek, Radiohead, Slowdive, Arcade Fire lub Boards of Canada czy może raczej Ariana Grande, Ed Sheeran, Katy Perry lub Dawid Podsiadlo? Każdy znajdzie coś dla siebie również jeśli chodzi o propozycje muzyczne. Dzięki "ice" posłuchamy także radia, zagramy w gry czy obejrzymy telewizję lub sport na żywo.
Dokładny program systemu rozrywki pokładowej "ice" na konkretny lot można sprawdzić pod tym linkiem. Najlepsze, że podczas tego mojego pierwszego lotu w B777 w końcu nie zdążyłem nawet nic obejrzeć, a jedynie posłuchałem trochę muzyki. :)
Oprócz monitorka, fotele wyposażone są także w złącze USB oraz gniazdko elektryczne, chociaż może to zależeć od konkretnego modelu czy wieku samolotu, którym lecimy oraz naszego miejsca. Mój fotel akurat nic takiego nie posiadał. Telefon mogłem podładować jedynie z fotela obok (który na szczęście był wolny).
Na chwilę przed odlotem pasażerom podane zostały wilgotne ręczniczki oraz menu. Teraz podobno się trochę zmieniło i przed startem rozdawane jest tylko menu (oraz zabawki dla dzieci), a ciepłe ręczniki podawane są przed lądowaniem.
Lot Warszawa-Dubaj (Emirates EK180 WAW-DXB)
Równo o godz. 15:00, czyli punktualnie z rozkładem, samolot wzbił się w powietrze. W tak dużej maszynie, do tego siedząc w środkowym rzędzie, a nie przy oknie, start był prawie że nieodczuwalny. Gdyby ktoś czuł strach przed lataniem, to myślę, że właśnie w takim samolocie powinien się zmierzyć ze swoim lękiem po raz pierwszy. :)
Podczas startu (oraz lądowania) na ekranie systemu rozrywki pokładowej wyświetlany był obraz z kamery umieszczonej na kadłubie Boeinga. Fajny bajer, ale obraz nie był jednak za wysokiej jakości.
W sezonie letnim Emirates z Warszawy wylatuje o 15:00, żeby na miejscu być o 22:45 czasu lokalnego, chociaż przeważnie lot trwa krócej niż planowane 5 godzin 45 minut, czasem nawet poniżej pięciu godzin. Teraz, po zmianie u nas czasu na zimowy, lot EK180 startuje o 13:25 by na miejscu być rozkładowo o 22:05.
Ale wracając do mojego lotu... Jakieś pół godziny po starcie rozpoczął się serwis z zimnymi napojami. Dostawało się także słoną przekąskę. Czas szybko mijał i gdzieś ok. 16:40 mogłem się już cieszyć z lunchu, na który jako danie główne wybrałem curry z jagnięciny. Już mi zresztą ślinka ciekła od jakiegoś czasu, patrząc na wcześniejsze rzędy, które już od dobrych kilku chwil mogły pałaszować swoje dania, a u mnie wtedy jeszcze było tak bidnie:
Instynkt mnie nie mylił, bo dania były na prawdę świetne! Może nie jakieś wyjątkowo urodziwe, ale w końcu to klasa ekonomiczna, a nie biznes. Mięso natomiast mięciutkie, w bardzo smacznym sosie. Spodziewałem się raczej sporo słabszego posiłku. Do tego sałatka makaronowa z szynką z indyka, świeża bułka, krakersy, masło i serek. Do lunchu wziąłem sobie fajne, czerwone winko.
Żeby tego jeszcze było mało, to deser okazał się wręcz rewelacyjny. Na tyle, że zapomniałem zrobić zdjęcia przed rozpoczęciem jedzenia. Była to czekoladowa pianka z czekoladową kruszonką i malinowym sosem. Dobrze, ze podana do niego była taka malutka łyżeczka, dzięki czemu można się było tym deserem długo delektować.
A właśnie, co do sztućców... lekkim zdziwieniem było też i to, że były one... metalowe. Szczególnie jeśli chodzi o nóż, chociaż oczywiście za ostry to on nie był, ani też pewnie nie miał "ostrza" dłuższego niż 6 cm, no ale ciekawe czy by z takim przepuścili przez kontrolę bezpieczeństwa... :)
Niestety fotele jakoś nie chciały rozłożyć się do pozycji leżącej, nikt także nie chodził i nie rozdawał piżamek i zestawów kosmetyków Bulgari... ale i tak było bardzo przyjemnie.
Nadal nie mogłem się zabrać do obejrzenia jakiegoś filmu/serialu, chociaż miałem co najmniej kilka na oku. Większość czasu spędziłem na przechadzaniu się wzdłuż samolotu, nie mogąc uwierzyć jak długa jest ta maszyna. OK, większość takich wycieczek kończyła się w jednej z kilku kuchni pokładowych, w których poznawałem jak szeroki Emirates mają wybór alkoholi. Chociaż właściwie to w na tym locie się głównie skupiłem na winach, a potem na podwójnych Baileysach z lodem. Wszystko oczywiście bezpłatnie i bez limitu, a że nie chciałem ciągle dzwonić po stewardessę, żeby mi przyniosła kolejną miniaturkę, to wolałem sam się pofatygować do źródła. :)
Chwilę przed rozpoczęciem zniżania, czyli o godz. 19:00 czasu warszawskiego (i 21:00 dubajskiego) podane zostały jeszcze lody, które wyśmienicie się wpasowały do spożywanego akurat napoju... Niestety podobno nie są one już obecnie podawane na tym rejsie.
Nie napisałem jeszcze o jednej całkiem istotnej usłudze oferowanej na pokładzie samolotów linii Emirates. Mianowicie o dostępie do internetu przez wi-fi w trakcie lotu. Rok temu internet był nawet i darmowy, chociaż limitowany do 10 MB, ale można było wykupić 500 MB za symboliczną kwotę 1 USD! Dzięki temu mogłem popełnić np. tego czy tego posta, prosto z przestworzy. :)
Teraz już niestety tak dobrze nie ma. Wprawdzie nadal jest darmowy pakiet początkowy 20 MB, ale trzeba sobie wcześniej założyć konto w Emirates Skywards. Jeśli nie jesteśmy członkami tego programu lojalnościowego, to nawet w przypadku lotów pierwszą klasą za dodatkowe pakiety internetu zapłacimy - 9,99 USD za 150 MB lub 15,99 USD za 500 MB. Członkowie Emirates Skywards, w zależności od posiadanego statusu, mają te pakiety za darmo lub w obniżonej cenie. Więcej szczegółów tutaj.
Internet działał bardzo sprawnie, szczególnie biorąc pod uwagę wysokość, na jakiej się znajdowaliśmy. Gdzieś pół godziny przed wylądowaniem, jak już się samolot zaczął mocno zniżać, wi-fi przestało być dostępne.
Przed wyjściem z samolotu można było rzucić okiem na kabinę biznes klasy. Podróżowanie w takich warunkach, to dopiero musi być przyjemne... :)
Przygody na lotnisku w Dubaju
Loty linii Emirates z Dubaju do Warszawy, czyli EK179, odbywają się rano - o godzinie 8:05, bez względu na porę roku. Boeing 777-300ER rozkładowo ląduje na Lotnisku Chopina o godzinie 11:20, czyli po sześciu godzinach i 15 minutach lotu. W czasie obowiązywania u nas czasu letniego, zakończenie tego lotu planowane jest na 12:10. Faktycznie lot zwykle trwa około pięciu i pół godziny.
Wylot o ósmej rano, a więc wypada się stawić na lotnisku koło szóstej. Lepiej sobie wziąć tę zasadę "dwie godziny wcześniej" do serca, szczególnie biorąc pod uwagę rozmiar tego portu lotniczego.
Tak jak lądując miałem więcej szczęścia i elegancko wychodziło się z samolotu rękawem, bez późniejszej konieczności pokonywania sporych odległości kilkoma środkami transportu, tylko po to, by wyjść z lotniska, tak przy wylocie z Dubai International Airport tego szczęścia trochę zabrakło. I niestety podobno to przeważnie właśnie tak się zdarza na locie do Warszawy.
Po znalezieniu odpowiedniego stanowiska, odprawiłem swój bagaż i udałem się na kontrolę bezpieczeństwa oraz kontrolę dokumentów, na której pracująca tam arabka zapytała mnie o to ile czasu byłem w Dubaju. Jej przeszywający wzrok raczej nie sugerował, że było to pytanie o podłożu towarzyskim, ale moja odpowiedź była chyba poprawna, bo udało mi się przejść dalej.
Nawet już niezbyt pamiętam następne "przeszkody" w dotarciu do gate'u czy tym bardziej ich kolejność, ale kojarzę windę, kolejkę metra i sporo korytarzy. Droga była jednak raczej dobrze oznakowana. Widziałem już numery bramek zbliżone do mojej, więc skoro byłem niedaleko, to zatrzymałem się na trochę w pobliskim sklepie duty-free, żeby się zorientować w cenach alkoholi. Zaczynało się już jednak robić późnawo, postanowiłem więc stawić się na boarding. Dopiero wtedy sobie uświadomiłem, że gate'u na lot do Warszawy to jednak tam obok nie było... Szybkim krokiem zacząłem podążać za strzałkami, a kilka korytarzy dalej, jak zobaczyłem na tablicy ogłoszeń "final call", to ten szybki krok zmienił się w trucht. Okazało się oczywiście, że bramka (nie pamiętam niestety numeru) to zlokalizowana jest na jakimś zupełnym zadupiu. Tak przynajmniej mi się wydawało wtedy to już zbiegając po kolejnych zastanych schodach.
Na szczęście w końcu ujrzałem właściwy gate, przy którym jeszcze czekała spora grupka osób. Czekała na to, co mi, zdyszanemu, było w tym momencie najmniej potrzebne, czyli wyjście na zewnątrz, upalne powietrze i miejsce stojące w upchanym po brzegi busie lotniskowym.
Poza tym miałem wrażenie, że ten autobusik to zgubił drogę i jedzie co najmniej do Szardży, o ile nie do Ras al-Khaimah. W końcu jednak podjechał do Boeinga 777 stojącego chyba na samym krańcu lotniska DXB.
Chciałem cyknąć jakąś fotkę lustrzanką, ale niestety w Zjednoczonych Emiratach Arabskich nie można robić zdjęć samolotom, co też mi zagestykulował stojący obok pracownik lotniska. Udało mi się więc strzelić tylko takie piękne zdjęcie z biodra. :)
Odetchnąłem z ulgą jak już usiadłem w fotelu samolotu. Tym razem trafiło mi się miejsce 33K, czyli w końcu przy oknie!
Lot Dubaj-Warszawa (Emirates EK179 DXB-WAW)
Na tym locie pasażerów było wyjątkowo mało. Samolot wypełniony był może w 30%. Załoga przesadziła część pasażerów bardziej na przód maszyny. Wszystko szło jakby trochę opieszale i chwilę po czasie planowego startu samolot zaczął dopiero kołować. Mijaliśmy pas startowy i akurat z prawej strony mogłem podziwiać wzbijające się co chwilę w powietrze maszyny, w tym kilka Airbusów A380. Zdecydowanie dominuje na tym lotnisku linia Emirates, ale startowały też i maleństwa od FlyDubai.
Odstaliśmy swoje w kolejce i w końcu wystartowaliśmy o godz. 8:44, czyli z prawie 40-minutowym opóźnieniem. Nigdzie mi się jednak nie spieszyło, a na pewno nie do zimnej Warszawy. No, jedynie tylko do możliwości opuszczenia fotela jak najniżej i chwili drzemki.
Podczas wzbijania się w powietrze ciężko jednak było zasnąć. Najpierw niby okolica nie wyglądała za ciekawie, ale samolot zakręcił i po chwili przelatywał tuż nad samym centrum Dubaju, z rewelacyjnym widokiem m.in. na Burj Khalifę! Ogromne drapacze chmur wyglądały jak wetknięte w makietę miasta zabawki. Niesamowity widok! Następnie jeszcze przelecieliśmy nad będącym w trakcie tworzenia archipelagiem "The World" czyli ok. 300 sztucznymi wyspami usypanymi na kształt mapy świata.
Cały start (oraz lądowanie w Warszawie) udało mi się nagrać w znośnej jakości, także później to jeszcze wrzucę na YouTube czy gdzieś.
Po takim smacznym posiłku lekko drzemałem, na zmianę z podziwianiem widoków, bo te znów potrafiły być bardzo interesujące. Tym bardziej przy dźwiękach płyty Death Cab for Cutie znalezionej w folderze "Alternative" pokładowego systemu rozrywki. :)
Chwilę po godz. 12:00 rozpoczęto serwis lunchowy. Jako danie główne wybrałem grillowanego łososia w sosie koperkowym z ryżem szafranowym oraz warzywami. Bardzo lubię łososia i całe danie, tak jak na poprzednim locie, było pyszne. Do tego sałatka z kaszą jęczmienną, groszkiem i kukurydzą - była OK. Bardzo smaczny był też deser, czyli ciasto czekoladowe z sosem z marakui. Do lunchu wziąłem białe winko.... a potem jeszcze kolejne. :)
Następnie już przeszedłem na kolejny stały punkt programu, czyli kakałko dla dorosłych. :)
W końcu udało mi się nawet obejrzeć cały film, który już sobie upatrzyłem podczas poprzedniego lotu. Mianowicie Anomalisę Charliego Kaufmana, który napisał wiele świetnych filmów (Being John Malkovich, Eternal Sunshine of the Spotless Mind czy Adaptation.), ale wyreżyserował, oprócz tego, tylko jeden - Synecdoche, New York (czyli jeden z moich ulubionych filmów).Podczas tego lotu było co nie tak z internetem, bo nie udało mi się nawet na chwilę go uruchomić.
Przed godz. 12:00 (warszawskiego czasu), czyli po lekko ponad pięciu godzinach lotu, samolot zaczął się zniżać. Dziesięć minut później załoga zebrała słuchawki, ponieważ te, mimo że wyglądają trochę jak jednorazowe, to jednak takie nie są. :)
O 12:20 kapitan wydał komendę "cabin crew prepare for landing", a trzy minuty później Boeing usiadł na pasie warszawskiego Lotniska Chopina, dumnie się na nim prezentując:
Zaparkowaliśmy obok samolotu Airbus A330 chińskiego narodowego przewoźnika Air China, który już ponad rok temu rozpoczął bezpośrednie loty między Pekinem a Warszawą.
Swoje jeszcze trzeba było odczekać w sporej kolejce do kontroli dokumentów.
Podsumowanie
Ogólnie jestem pod dużym wrażeniem obydwu lotów Boeingami 777-300ER linii Emirates. Pierwszy z nich minął mi w mgnieniu oka i mocno żałowałem, że muszę już opuścić tę maszynę, bo chętnie poleciałbym w takich warunkach jeszcze dalej. Z drugiej strony czekało mnie zwiedzanie niesamowitego Dubaju (oraz Abu Dhabi). Po locie powrotnym żałowałem jeszcze bardziej, bo wracałem już na stare śmieci. :)
Zaskoczyła mnie przestronność tego modelu samolotu, a jeśli chodzi o linie Emirates, to: komfort podróży nawet w klasie ekonomicznej, świetne jedzenie, szeroki wybór dobrych alkoholi, a poza tym bardzo sympatyczna i młoda załoga.
Muszę się jeszcze w tym roku znów wybrać do Dubaju (a może gdzieś dalej?), żeby sobie odświeżyć wspomnienia i sprawdzić co tam się zmieniło przez ten czas. Mam też nadzieję, że uda mi się kiedyś polecieć w klasie biznes, bo to dopiero musi być bajka! Już nie mówiąc o pierwszej klasie... :)
PS. Ciekawe czy komuś się udało przebrnąć przez całą relację, bo wyszło mi tego sporo, ale jak już się ponad rok zbierałem do napisania, to wypadało jednak to zrobić porządnie. :)
PS.2. Akurat gdy się wziąłem do pisania tej relacji, to pojawiła się plotka o prawdopodobnej zmianie Boeinga 777 na Airbusa A380 od maja 2018 roku. PRZYPADEK? :))
PS.3. Jeśli spodobał Ci się ten artykuł, to będzie mi szalenie miło, jeśli go polubisz, skomentujesz lub może nawet i udostępnisz u siebie na facebookowej tablicy czy w innych kanałach social media. Zawsze to przyjemniej, jak się widzi jakąś interakcję, i na pewno motywuje do pisania innych recenzji, czego mi ostatnio trochę brakuje... a coraz większe zaległości same się nie nadrobią. :)
Kliknij, jeśli podobał Ci się wpis:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz