W poprzednim poście pisałem o moich lotach z Warszawy do Hanoi linią Emirates. Teraz czas na relację z dwóch lotów krajowych po Wietnamie na pokładzie tanich linii Jetstar Pacific (które aktualnie nazywają się Pacific Airlines). Po ponad tygodniu spędzonym w stolicy tego kraju, pora było ruszyć dalej. Jako kolejną destynację wybrałem leżące w środkowym Wietnamie, nadmorskie miasto Đà Nẵng (oraz pobliskie Hội An, do którego dojechać można taksówką lub autobusem).
Bilet na pierwszy lot linią Jetstar Pacific kosztował mnie 2 miliony dongów, czyli aktualnie trochę ponad 340 złotych (z dopłatą za bagaż rejestrowany), a kupiłem go na zaledwie dwa dni przed wylotem. Nie było to najbardziej ekonomiczne posunięcie, ale z tego co obserwowałem to ceny lotów jakoś już bardzo nie wzrastały. Poza tym nie chciałem się zbytnio ograniczać sztywnym planem, więc nie kupowałem lotów wewnętrznych na miesiąc czy kilka miesięcy wcześniej.
Tak swoją drogą, to gdybym znów miał wybór pomiędzy spędzeniem czasu w Hanoi a w Sajgonie (a na pewno chcę jeszcze do Wietnamu wrócić), to zdecydowanie wygrałoby to pierwsze miasto. Na pewno nie na tyle, żeby zwiedzenie Sajgonu zupełnie odpuścić, ale jednak Hanoi miało, jak dla mnie, znacznie przyjemniejszy klimat. I to nie tylko atmosferyczny. No ale wracając do meritum...
Lot BL647: Hanoi – Da Nang (HAN – DAD)
Niedaleko hotelu InterContinental Hanoi Landmark72 (link do recenzji) znajdował się przystanek autobusowy i według Google Maps miał tamtędy jechać również autobus na lotnisko. Chyba jednak coś się nie zgadzało i w końcu, po dłuższym oczekiwaniu, zamówiłem jednak Graba (czyli azjatyckiego Ubera). Tym bardziej, że już mnie trochę czas zaczynał gonić. Lotnisko Hanoi Noi Bai oddalone jest od miasta aż o jakieś 30 kilometrów, a ten kurs kosztował mnie jakieś 250 tys. VND (ok. 43 PLN). Niestety kierowca się pomylił, bo podjechał pod międzynarodowy terminal, podczas gdy w aplikacji miałem zaznaczony kurs na krajowy (domestic). Do tego jeszcze za późno sam się o tym zorientowałem. Już myślałem, że będę musiał zamawiać kolejną taksówkę na odpowiedni terminal (oba są dość daleko od siebie i raczej bez możliwości pieszego dojścia), ale jednak znalazłem darmowego shuttle busa.
Na szczęście już reszta dnia przebiegła bezproblemowo. Odprawiłem się na lotnisku nadając bagaż. Nie potrzeba było mieć do tego żadnych wydruków z odprawy on-line, wystarczył sam paszport.
Lotnisko, a dokładniej jego krajowy terminal, jest całkiem przyjemne, ze sporą częścią dla oczekujących po środku i bramkami dookoła. Dostępne były fontanny z pitną wodą, trochę kontaktów, chociaż raczej po prostu na ścianach, a nie w specjalnych miejscach do ładowania. Do tego kilka knajp z rozsądnymi cenami.
Chwilę przed 15:00 rozpoczął się boarding. Autobusami zostaliśmy podwiezieni pod niedużego Airbusa A320.
Samolot zaczął kołować o 15:30, a po paru minutach taxi zatrzymaliśmy się przy pasie czekając na swoją kolejkę. Wystartowaliśmy w końcu o 15:53, czyli z ponad półgodzinnym opóźnieniem. Równo godzinę później samolot już natomiast siedział na płycie lotniska w Da Nang. W końcu mieliśmy więc zaledwie jakieś 15 minut opóźnienia.
Lot BL679: Da Nang – Sajgon (DAD – SGN)
Po niecałym tygodniu spędzonym w Da Nang oraz sąsiadującym z nim Hoi An, wróciłem znów na lotnisko. Tym razem, żeby polecieć do Sajgonu.
Znów bilet kupiłem na ostatnią chwilę – jakiś dzień przed. Znów też wybrałem linię Jetstar Pacific. Z bagażem rejestrowanym bilet kosztował lekko ponad 200 złotych. Myślałem, że zostanę trochę dłużej w środkowym Wietnamie, ale jednak pogoda niezbyt tam dopisywała (dość sporo padało), więc postanowiłem udać się na południe, do zupełnie innego klimatu.
Również i tym razem nie miałem żadnych problemów przy odprawie czy nadaniu bagażu, a i lot był punktualny. Około 16:00 rozpoczęliśmy kołowanie, dziesięć minut później wystartowaliśmy, a po kolejnej godzinie i pięciu minutach wylądowaliśmy w Ho Chi Minh.
„Przygody” zaczęły się dopiero po zamówieniu Graba. Nie wiem ile ja wtedy czasu spędziłem na szukaniu odpowiedniego samochodu, chodząc od wyjścia do wyjścia i od wysepki do wysepki, korespondując z kierowcą czy wysyłając zdjęcia tego gdzie jestem. A na koniec i tak się okazało, że żółty samochód miał jednak lakier srebrnego koloru. ;)
Podsumowując, byłem zadowolony z obydwu tych krótkich lotów na pokładzie Jetstar Pacific. Nie miałem żadnych problemów z zakupem biletu czy odprawą na lotnisku, a loty były punktualne. Innymi przewoźnikami operującymi na powyższych trasach są m.in VietJet Air (inna tania linia) oraz Vietnam Airlines (narodowa linia lotnicza Wietnamu). Zastanawiałem się nad skorzystaniem z tej pierwszej linii, ale podczas rezerwacji na telefonie wyskakiwał mi jakiś błąd i w końcu wybrałem Jetstar Pacific, gdzie wszystko poszło gładko. Przy drugim locie też już nie chciałem eksperymentować i wybrałem sprawdzone wcześniej rozwiązanie. Kusiło mnie jedynie sprawdzenie Vietnam Airlines, ale bilety tej linii były akurat wtedy sporo droższe, a komfort byłby pewnie porównywalny. Zresztą w najtańszej taryfie ("Economy Lite") ta linia również nie ma wliczonego bagażu rejestrowanego na większości lotów krajowych po Wietnamie.
PS. W drugiej połowie 2020 r. Vietnam Airlines odkupiło od australijskiego przewoźnika Qantas udziały w Jetstar Pacific i linie te przestały należeć do marki Jetstar operującej w Australii, Oceanii i Azji Wschodniej. Wróciły do swojej oryginalnej nazwy - Pacific Airlines. Zmienił się system rezerwacji (na Sabre), samoloty otrzymały nowe malowanie, a załogi - nowe uniformy. Vietnam Airlines posiada obecnie 98% udziałów w Pacific Airlines.
W kolejnym "odcinku" opiszę swój powrót z Wietnamu do Polski, który odbył się z przygodami. Szczególnie po tym, co przytrafiło mi się w Sajgonie, ale to i tak nie było wtedy największym problem...
Kliknij, jeśli podobał Ci się wpis:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz